Mówią Oczekiwanie jest miarą rozczarowania. Na szczęście jedno i drugie z łatwością tonie w kieliszku wina. Zostają za to radość i głęboka satysfakcja! Tego nie spłucze żaden prysznic.
Mam mieszane uczucia, pisząc ten tekst. Czuję się dziwnie rozbita, nie tylko mocno emocjonalnym udziałem w konkursie Blog Roku. Nie tylko zachęcaniem do głosowania, obnażaniem niecnych praktyk głosowania, udziałem w pościgu po głosy. Weszłam w to, bo to największe w Polsce wyróżnienie dla blogera. Zarówno dla tego wielkiego, rozchwytywanego, z zasięgiem niczym Wprost, od lat piszącego, jak i dla tego, za którym stoi społeczność wielkości małej parafii zaledwie. Rok temu jeszcze nie wiedziałam, co to Blog Roku. Dziś wiem, że od tego dostaje się zadyszki.
.
Zgłosiłam Primo pod koniec stycznia, dużo później niż większość blogów. Bo się głowiłam. Czy warto. Pewnie nie ja jedna, tylko, że akurat mnie to zajęło tyle czasu. Na szczęście pomogliście, popchnęliście. Pomyślałam, czemu czekać do przyszłego roku. Kto wie, czy ja w ogóle dożyję przyszłego roku? :) W konkursie do wygrania Fiat 500 (jakby nie patrzeć, włoska robota) a w dniu gali konkursu Primo Cappuccino świętuję równo rok od powstania. Czy to mało znaków? :)
.
Było dobrze do dnia, w którym rozpoczęło się głosowanie. I wtedy pożałowałam swojej decyzji. Dlaczego? Bo zwątpiłam. Nie w Was. W siebie. Ale tylko na chwilę. Potem napisałam Nie czekam na nic. I przekazałam Wam pałeczkę. Wy zagłosowaliście. I… wygrałam!
Bo czuję się wygrana. Chociaż do półfinału zabrakło mi 2 miejsc i… zaledwie 6 głosów.
.
Mówią Oczekiwanie jest miarą rozczarowania. Na szczęście jedno i drugie z łatwością tonie w kieliszku wina. Zostają za to radość i głęboka satysfakcja! Tego nie spłucze żaden prysznic. I choć po ostatnim tygodniu uczucia mam mieszane, trudny to był czas (kumulacji chorób, awarii laptopów i konkursowych stresów), nie żałuję swojej decyzji. Nie dla nagród i prestiżu warto brać w nim udział. Nawet nie dla wygranej czy rozgłosu. Nie tylko. Bo to osiągnie raptem kilka blogów.
.
Mnie na tę chwilę wystarczy. To był dobry motywacyjny kopniak, dzięki któremu na własnej skórze przekonałam się, że:
* Warto przełamywać niepewność i chwilową niewiarę w to, co się robi. A im bardziej się czegoś boję, tym bardziej powinnam w to wejść. Odwaga to działanie pomimo strachu.
* Polacy to nie tylko cwaniactwo i zawiść, ale wielka chęć działania. Trzeba to tylko w nich wyzwolić.
* Blogosfera to nie hermetyczny świat, gdzie każdy sobie rzepkę skrobie. Warto tego doświadczyć, zwłaszcza, że blogowanie to nie praca ramię w ramię. 80% działań odbywa się w zaciszu własnego pokoju. Dlatego warto otwierać się na innych, jak najczęściej!
* Dobrze, gdy i znajomi i rodzina dowie się w końcu, co tak na prawdę robisz po nocach i że nie jest to dzierganie szalików ani kręcenie hula-hopem. Ba, przestaje ich dziwić, czemu masz worki pod oczami, ale śmiejesz się trzy razy częściej. Nie dziwi ich już, czemu przestałeś w każdą rozmowę wklejać italofilskie tematy, i da się z Tobą pogadać o dupie Maryny i innych życiowych kwestiach (bo w końcu ile można o Włoszech). Ty masz się gdzie wygadać w tym temacie. I masz kogoś, kto chce to czytać :)
* Cudownie mieć gdzieś w sieci kogoś takiego, kto wspiera, dopinguje, docenia. Że spotykamy się tu przy kawie, mimo że na żywo byłoby to pewnie niemożliwe. Gdyby nie to miejsce, minęlibyśmy się.
* Zrozumiałam, że czasem wystarczy… poprosić. Że kto mało daje, nie umie też przyjmować. Kto nie lubi pomagać, sam nie oczekuje pomocy. Czasem trzeba wyjść ze swojego świata i doświadczyć, że w kupie siła (!) a człowiek nie został stworzony, by działać w samotności. O wiele lepiej mieć realne wsparcie niż tylko wirtualne słupki. I tak samo trudno wyjść do ludzi, gdy się ma kilka i kilkaset tysięcy czytelników. Wszyscy piszemy do prawdziwych, świetnych ludzi, których warto naprawdę mocno lubić, by chcieć dla nich dobrze czynić.
.
Podsumowując. Nie uważam, bym wystartowała za wcześnie. Realnie oceniłam swoje szanse. Na koniec cieszę się, że już po wszystkim i wreszcie mogę myśleć i pisać o czymś innym. Ulżyło mi :).
Czas na podziękowania! Każdemu z osobna i wszystkim razem mówię, dziękuję :) Dzięki Wam zajęłam 12. miejsce na prawie 400 blogów w mojej kategorii. To nie lada wyczyn jak na debiutantkę. Dziękuję moim najbliższym za wsparcie! Dziękuje przyjaciołom za zaangażowanie, także tym blogowym. Za wszystkie komentarze, maile, telefony. O dziwo, za brak jakiegokolwiek hejtu! Za poparcie, jakiego się nie spodziewałam.
.
I choć zapewniacie mnie, że za rok to już na pewno podium, nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek wystartuję. Zbyt wiele emocji i rozproszeń niesie ze sobą ten konkurs i zbyt wiele jest czynników, które wpływają na to, czy blog idzie dalej czy też nie. Chwilowo mam przesyt, ale kto wie, może za rok mi przejdzie. Rozwiewając jednak wątpliwości z tytułu wpisu wzięte… Warto! Zapewniam, że gdybym mogła cofnąć czas, postąpiłabym tak samo. Moi drodzy, największą zaletą tego konkursu jest potwierdzenie o nieocenionej wartości tego, co robię. Tego nie da żadne wyróżnienie. To mogliście mi dać tylko Wy. I przede wszystkim za to Wam dziękuję.
.
Bo tak naprawdę można mieć niewiele, a jednak zdobyć wszystko.
Tylko nie wszystko na raz!
.