Najbardziej satysfakcjonuje to, co własne. Niepodrobione i niepodszyte. Ale zanim powstanie własne, warto poszerzać horyzonty tym, co już istnieje. Potem skończyć czytać, by zacząć pisać. Przestać się inspirować, by wreszcie zacząć działać.
Co czytam i co mnie nakręca?
Gdy staję przed przed stoiskiem z czasopismami, doznaję szoku. Nie przywykłam do takiej dawki okładek. Cudem omijam mix modowo-kulinarno-plotkarski i wzrokiem błagającym o ratunek, szukam ulubionych tytułów. Szybka ocena, czy warto, czy piszą o tym co lubię, niektóre nawet biorę w ciemno. Gotowe! Resztę wieczoru bujam w obłokach… Tfu, skrzętnie się inspiruję!
.
To nie tak, że czytając, szukam pomysłów. Tych mam aż za dużo. Mój notatnik pęka w szwach od tematów czekających na swój moment na blogu. Sęk w tym, że pisanie nie powstaje samo z siebie. Paradoksalnie trzeba się sporo naczytać, naprzeżywać i nasmakować różnych rzeczy, żeby potem umieć je połączyć w spójne teksty. Nie da się pisać bez wyobraźni, ale jeszcze bardziej nie da się pisać bez doświadczeń.
.
Czytanie to świetna metoda na poukładanie w głowie. Albo przeciwnie, na zmiksowanie myśli! Przynajmniej u mnie. Jedno zdjęcie, jakiś szczegół, krótkie zdanie i, tadam, leci impuls! Tu wspomnienie, tam skojarzenie. Po chwili czuję się jak komputer z 10 otwartymi kartami i na każdej inna muzyka. Wyłapuję więc urywki. Zapisuję. A potem ją wyciszam. Znów oddycham. Do tematów wracam w swoim czasie, bo inaczej pisałabym całą dobę.
.
Gdybyście więc zapytali mnie, co było dla mnie inspiracją do pisania w ostatnim roku (tak, to już rok!), powiedziałabym, że… wszystko. Wcale nie przewodniki czy górnolotne historie, tylko sytuacje i pomysły, które zaskoczyły nawet mnie samą. Znamy się już długo, czas więc zdradzić Wam kulisy powstawania niektórych tekstów. Dziś będzie o czasopismach, a za tydzień o sytuacjach z życia wziętych (i dopiero tam… będzie się działo!).
.
A oto czasopisma, które wywołują wspomnienia i emocje, których nie warto zatrzymywać już tylko w swojej głowie. Wartościowych mamy wciąż niewiele. Te nieliczne, które sama czytam, polecam Wam z czystym sumieniem. Wy czytajcie z otwartą głową. Warto!
.
National Geographic Traveler
Najstarszy na mojej półce jest z 2007 roku, czyli z czasów, gdy rozpoczynałam pracę jako pilot wycieczek. Świetne źródło inspiracji z całego świata. Italia pojawia się tu rzadko, ale lubię go za świeżość i oryginalność. Za to, że w wzbudza w Czytelniku głód wiedzy zamiast przytłoczenie informacją. Nie znajdziecie tu tematów mielonych setki razy. Za to wiele zagadnień potraktowanych przekrojowo. Porównuje, budzi skojarzenia i nie tylko inspiruje, ale przede wszystkim rozwija!
Właśnie ten artykuł był przyczną powstania najchętniej komentowanego wpisu na Primo. Zaintrygował mnie… tytuł. Niestety, Italii tu jak na lekarstwo. Co więc zrobiłam? Stworzyłam własną listę! Nie radzę Wam jej czytać, jeśli nie chcecie, by Wasza włoska miłość osłabła choć odrobinę :).
.
Uwielbiam zafascynowane miny moich turystów, gdy opowiadam im o palio. Rośnie w nich taki głód wrażeń, że nalegają zwykle, by wrócić do Sieny w czasie wyścigów. Nie ufaj dżokejowi to artykuł, dzięki którym udaje mi się czasem zniechęcić grupy do oglądania palio na żywo. Inaczej nigdy nie opuścilibyśmy Sieny :).
.
Każdy szanujący się blog ma jakiś artykuł o (dowolnych) grzechach głównych. Nie inaczej na Primo! Moja wersja na razie w poczekalni, udostępnię go Wam, jak tylko zasłuży na publikację :). Za to Wenecja w 48 godzin natchnęła mnie do odkrycia kryminalnej strony tego, nie zawsze słonecznego, miasta.
Czasem mi się wydaje, że Traveler opisał już chyba wszystko, co tylko można. A on co miesiąc pokazuje mi zupełnie co innego. I tak już od dziesięciu lat. Tylko się uczyć!
Voyage
Kupuję zazwyczaj wtedy, gdy zaciekawi mnie okładka (typowa ze mnie konsumentka) i obowiązkowo, gdy pojawi się w nim zew włoskości. Ostatni numer zdobyłam jednak zupełnie z innych powodów. Jest o Meksyku. Co ma Meksyk do Italii? Sama się nad tym zastanawiam. Na pewno więcej niż się nam wszystkim wydaje! I o tym napiszę już niebawem. Bądźcie cierpliwi. A może planujecie lub byliście już w Meksyku i skojarzenia same cisną się Wam do głowy? Bardzo się ucieszę na jakikolwiek sygnał.
.
La Rivista
Cudownie uzupełnia moją bibliotekę. To czasopismo o kolosalnej zawartości włoskich inspiracji. Ogromnie się cieszę, że ukazuje się co dwa miesiące, bo to idealny czas na przetrawienie tak pokaźnej dawki wiedzy. La Rivista nie tylko inspiruje, ale przede wszystkim zaraża pasją! Jeśli nie wiecie, co to Włoski Wirus, czym prędzej sięgajcie po kolejny numer. I żeby nie było, że nie ostrzegałam!
.
Z La Rivistą miałam czasem kłopot, bo nie dość, że porusza tematy ambitne (co się chwali) i z traktuje je z każdej możliwej strony, to osobiście bronię się przed jej natchnieniem jak mogę, żeby przypadkiem nic nie powielić w swoich tekstach. Okazuje się to jednak łatwiejsze niż myślałam, bo LR porusza tematy, o których mam czasem blade pojęcie i z pewnością nie pokuszę się o ich opisywanie. Znalazłam na nią swój sposób. Wiecie co mnie najbardziej porusza w La Riviście? Poza rewelacyjnymi artykułami są to tytuły, podtytuły i… zdjęcia. Te ostatnie są wyjątkowo trafne. I w przeciwieństwie do Travellera, nie tylko zachwycają, ale uderzają w samo sedno moich emocji i wspomnień. Wiele z nich poruszyło mnie na tyle, że zdecydowałam się o tym napisać.
Otóż Florencja natchnęła mnie do pisania o… Sienie! To się nazywa ugryźć temat z odwrotnej strony. Jak zwiedzać, by uniknąć syndromu Stendhala, czemu lepiej zapomnieć o przewodniku i zdać się na zmysły oraz dlaczego siorbanie kawy w Sienie jest lepsze od jej zwiedzania, przeczytacie tutaj.
.
Drugi plan na zdjęciu po prawej, czyli imponujący pomnik maszyny do pisania (względnie szczęki teściowej) przyczynił się do wpisu o Rzymie nieznanym. Czyli z jakich punktów widokowych najlepiej podziwiać to najcudowniejsze z miast. I oczywiście, jak pokazuje plan pierwszy, tylko w doborowym towarzystwie!
.
Po lewej Rzymu ciąg dalszy, a raczej jego inspirujący mieszkańcy! Czytanie o nich w ich ojczystym języku to prawdziwa przyjemność. Jeśli jednak włoski brzmi dla Was przynajmniej jak chiński, macie całe mnóstwo ciekawych tekstów po polsku a i same zdjęcia są wystarczającym powodem, by spędzić z La Rivistą niejeden wieczór. Okładkę LR z wiosny 2013 r. (zdj. po prawej) uważam za najpiękniejszą ze wszystkich dotychczasowych numerów. To też zdecydowanie najlepsze zdjęcie włoskiej mammy, jakie widziałam :).
Czytając La Rivistę czuję się już nie jak anonimowy czytelnik, ale jak wyczekiwany gość. Któremu gospodarz na dodatek czyta w myślach! Nie wiem czy to zasługa ciekawego języka, przesympatycznej naczelnej czy też jej zdolności zaspokajania głodu włoskości nawet u najbardziej wybrednych miłośników Italii. Polecam Wam ocenić to osobiście!
.
edit: Ostatni numer La Rivisty ukazał się latem 2015 r. Wszystkim zainteresowanym polecam dziś Lente – kwartalnik śródziemnomorski.
Jak czytam, żeby pisać?
Mało to będzie odkrywcze, ale za to skuteczne. Ludzie dzielą się na tych, którzy kochają czyste książki i na tych, co muszą czuć, że czytają. Kreślą, znaczą, wyróżniają. Ja do nich należę. Dlatego uwielbiam mieć książki na własność. Im bardziej są inspirujące, tym trudniej utrzymać je w stanie fabrycznym :). Jak zdążyliście zauważyć, z czasopismami mam podobnie. Mało tego, że kreślę, to jeszcze zakładam rogi! Tworzę masę zakładek, doczepiam kartki. Jak kiedyś zapiszę tę tonę czasopism moim wnukom, niech wiedzą, że babcia naprawdę czytała zamiast tylko się tytułami (na półkach) chwalić :).
.
Kochani, jestem ogromnie ciekawa, co Wy czytacie? Bo mam przeczucie, że i Wy macie tytuły, którym nie możecie się oprzeć. Dostajecie też czasami jakimś impulsem po głowie? No i najważniejsze, wolicie prenumeratę z dostawą pod same drzwi czy ten dreszczyk emocji przy wertowaniu sklepowych półek?
.
Na koniec dodam tylko, żebyście nie myśleli, że po normalne gazety nie sięgam.. Lubię dobrą prasę kobiecą, niejedną mądrość z niej wyczytałam, chociaż większość omijam. Bywało, że mimochodem otworzyły mi się przeciętne brukowce, w których znalazłam (to jedyne) ciekawe porównanie. Nawet Przegląd Sportowy przeglądałam, mając samych braci i nic nowego do czytania ;). Jak więc sami widzicie, inspiracja czai się wszędzie! Tylko odkrywać.
.
Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:
* Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
* Jeśli podobał Ci się tekst, dołącz do mnie na Facebooku, gdzie codziennie znajdziesz świeże inspirujące zdjęcia i ciekawostki.
* Po więcej informacji zapraszam Cię do grupy, w której się wspieramy i dzielimy konkretnymi pomysłami na podróżowanie do Włoch na własną rękę.