Mój hołd dla najlepszego kierowcy z jakim kiedykolwiek miałam zaszczyt podróżować.
Bywały momenty, gdy wpijałam paznokcie w autokarowe podłokietniki – nigdy jednak ze strachu. Z emocji – to na pewno! I z niezwykłości, tych widoków PRZED, i tej stromej skarpy POD nami… trzydzieści centymetrów od kół naszego pojazdu.
.
Zawsze jednak w ufności do Szefa, że prowadzi i do niego, że daje się prowadzić. A jeździć to on umiał… Po mistrzowsku!
Dziś zatem trochę o włoskich górach, trochę o niebie i trochę dla pamięci.
.
Bo dziś kogo innego wozi, kto inny mu pilotuje, szczyty pewnie wyższe i widoki niebiańskie.
Pamiętam jedną taką podróż w Apulii. Zjeżdżaliśmy z Monte San’t Angelo w kierunku Manfredonii. Kto kiedykolwiek jechał tą drogą, ma w pamięci strome zjazdy i zakręty wymuszające obrót o 180 stopni. Ale we Włoszech to normalne. Co mniej odporni pasażerowie dobrze czują się wtedy jedynie na autokarowej podłodze… Żadnych opisów, żadnych widoków, byleby tylko znaleźć się już na dole!
.
Wszystkich zmotoryzowanych muszę tu uświadomić, że z perspektywy samochodu wrażenia nie są już tak ekscytujące. Zawsze to jednak 10 razy mniejszy pojazd. Jak zakręca na skarpie to do brzegu ma 2 metry, a nie pół. Dodatkowo siedzący 2 metry nad asfaltem pasażerowie (autokaru) myślą, że są już przynajmniej metr za skarpą, a nie ciągle metr przed.
Jest adrenalina ;)
.
Wracając do naszego zjazdu… Pełen wrażeń to on był. Sami zobaczcie!
(zdj: 1)
.
No, może nie do końca tak (bagażu na dachu było mniej;) Ale właśnie tak się chwilami czuliśmy!
A tak było w rzeczywistości.
.
Mogliśmy jednak być spokojni. Nasz kierowca był z tych przez duże K. Człowiek, który prawdopodobnie urodził się z kierownicą w dłoni. Takie i gorsze zakręty pokonywaliśmy na jeden raz (zamachnięcia kierownicą).
.
Podczas, gdy można też tak.
.
Dla porównania powyższy film, co prawda nie z włoskich dróg, ale warunki są bliźniaczo podobne do tych z Italii. Tego dnia wieczorem, po ostatnim już górskim zjeździe… mogliśmy się wreszcie wszyscy pośmiać z wzajemnych fobii i z humorem powspominać podobne przeżycia. Marcin (kierowca) pokazał nam wtedy – dla porównania – wykopany z Internetu, a wrzucony z komórki, film. Mnie się ciśnienie podniosło, co dopiero tamtym pasażerom ;) Nie było łatwo po tylu latach, znów odnaleźć to w sieci. Szperałam, szperałam i wyszperałam. Zachowam go, bo..
.
Czemu takie wspomnienie akurat przy bezstresowych czerwcowych (i nizinnych) okolicznościach?
.
Wspominam, bo zbliża się dzień rocznicy narodzin… Moich ziemskich, a jego niebiańskich.
Takiego psikusa mi zrobił, że te nasze rocznice zbiegły się dokładnie w jednym dniu. Trudno o tym nie wspominać. Jego pasji nie upamiętnić. I mimo że pewnie robię to nieporadnie, to niech to będzie mój mały hołd złożony najlepszemu kierowcy, z jakim kiedykolwiek miałam zaszczyt podróżować.
.
I mówię mu tylko, do zobaczenia.
.
Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie :)
* Zostaw komentarz, dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
* Polub mój fanpage na Facebooku i bądź na bieżąco lub zapisz się do newslettera i odbierz Kalendarz Włoski 2016.
* Jeśli uważasz, że ten tekst może się komuś przydać, poślij go dalej.