Czym jest Wirus Włoskiego Bakcyla? Jak się go leczy i czy w ogóle warto to robić?
Tej wiosny mija dziewięć lat odkąd powstało Primo Cappuccino, a tym samym odkąd pojawiło się tu pojęcie Wirusa Włoskiego Bakcyla. Po latach spotykania się z ludźmi zafascynowanymi włoskim stylem życia, przyglądam się temu zjawisku uważniej. Stąd też i ten tekst, w którym jako pierwsza przyznaję się do posiadania wszystkich możliwych objawów tej choroby :)
.
To właśnie wiosną 2014 r. opowiedziałam Wam o swojej pierwszej włoskiej podróży i o tym, skąd we mnie pomysł na blog z Italią w tle. Uwierzyłam wtedy nie tylko w to, że warto o swoich przeżyciach pisać, ale i w to, że znajdą się w Polsce podobnie zakręcone osoby, które będą chciały o tym czytać. Z mojej strony było to czyste szaleństwo, bo na początku tę stronę odwiedzało jakieś 30-50 osób dziennie (i było to wówczas tyle, ile liczyły sobie moje wycieczkowe grupy podczas pilotażu, więc w sumie już wtedy czułam się spełniona).
.
Po kilku latach to miejsce odwiedzało już kilka tysięcy osób dziennie, a jednak do dziś, nadal każdy z Was jest jest dla mnie ważny. Może tylko czasu mniej, by na wszystkie wiadomości odpisać, każdemu na pytanie odpowiedzieć. Niemniej, Wasze komentarze, reakcje, maile są dla mnie szalenie ważne, bo czuję, że jesteście po drugiej stronie, że wymieniamy się poglądami. A czasem, co jest dla mnie absolutnie wspaniałe, nawet i czytamy sobie w myślach.
.
Na chwilę obecną nas, zarażonych Wirusem Włoskiego Bakcyla, są tysiące. I co najciekawsze, żaden nie chce się z tego wyleczyć! Pytanie, czy to się da zrobić? A jeśli się nawet da, to (poprawcie mnie, jeśli się mylę), czy ktokolwiek z nas chciałby się pozbyć czegoś tak genialnego?
.
Wirus Włoskiego Bakcyla – jak się objawia?
.
To stan, w którym – gdy myślisz o podróży, oczami wyobraźni widzisz Włochy. Gdy ktoś opowiada Tobie, że był we Włoszech i teraz chce spróbować czegoś innego, patrzysz na niego z niedowierzaniem: jak to możliwe? Jak można być we Włoszech tylko RAZ i nie mieć ochoty na więcej?
.
To także świadomość, że jednego życia nie starczy, by zobaczyć wszystkie miasteczka, które masz na swojej włoskiej liście marzeń.
To moment, w którym cieszysz się jak dziecko, gdy w swoim domu możesz ugotować włoską potrawę. To też chwila, gdy pijesz pierwszą kawę po przekroczeniu włoskiej granicy i czujesz narastający entuzjazm, chłonąc tę nadchodzącą włoskość całym sobą. Powietrze pachnie inaczej, ludzie są inni, radośniejsi, bardziej bezpośredni, uśmiechnięci, bezproblemowi, nawet jeśli w życiu problemów mają po dziurki w nosie.
.
Im dalej na Południe jedziesz, tym Wirus Włoskiego Bakcyla tylko się pogłębia, a wracając z podróży z powrotem na Północ i dalej przez Alpy do Polski, zaczynasz rozumieć, jak mogą czuć się ludzie w depresji. I na pocieszenie obiecujesz sobie, że po powrocie Twoje życie będzie najbardziej włoskie, jak to możliwe. I że musisz zrobić wszystko, by tę włoskość przemycić do Polski, bo tylko taki sposób życia uratuje Twoją codzienność.
.
I po powrocie zaczynasz żyć po włosku na całego! Przekładać wspólne długie biesiadowanie nad wieczory przed telewizorem. Przy tym samym stole przestajesz gadać o polityce, a zaczynasz rozmawiać o tym, co pojawiło się na Twoim talerzu. Delektujesz się i odżywiasz, zamiast pochłaniać jedzenie w trzy minuty, niewiele się nad tym zastanawiając.
.
I już nie zadowalasz się bylejakością. W przedmiotach, które kupujesz; w relacjach, które zawiązujesz; w sposobie, w jaki spędzasz czas. Dbasz o Jakość, bo jak o nią nie zadbasz, wiesz, że wszystko będzie zaledwie jakieś.
.
Zaczynasz czuć wolność. Nie tylko tę wolność unoszącą się we włoskim powietrzu. Ale i tę wolność po powrocie, która uświadamia Ci, że jesteś najlepszą wersją samego siebie, dokładnie z takim temperamentem i zestawem cech, jakie posiadasz. Doceniasz już, że życie jest piękne takie, jakie jest i że najlepsze co mamy, jest tuż obok.
.
Zaczynasz rozumieć, że ważne jest nie tylko gdzie, ale przede wszystkim z kim podróżujesz. I że czasem najlepszy plan, to po prostu, brak planu. Przyglądanie się życiu, łapanie chwil i czerpanie z nich, na zapas.
.
I wreszcie, to Wirus Włoskiego Bakcyla sprawia, że ludzie zaczynają być dla Ciebie ważniejsi niż przedmioty. Przestajesz też bać się starości, bo wiesz już, że starość jest piękna, jeśli przeżywać ją w ten włoski sposób.
.
Wszystko to i jeszcze wiele innych objawów, o których wspominałam na blogu przez ostatnie 3 lata, a także to, co siedzi w naszych głowach, a o czym sobie tu jeszcze nie powiedzieliśmy – to wszystko robią z nami Włochy. Włochy, jako pojęcie dużo szersze i głębsze niż 20 przypadkowo połączonych ze sobą regionów.
.
To właśnie Wirus Włoskiego Bakcyla, z którego świadomie, i na własną odpowiedzialność, do końca życia NIE chcemy się leczyć.
.
Bo to najprzyjemniejszy styl życia, jaki można sobie wymarzyć.