Oto mój pierwszy (i prawdopodobnie jedyny) autorski poradnik, który działa cuda! A jak? Bardzo prosto. Ratuje życie, ochroni Wasze portfele, dopieści Wasze podniebienia, zadba o Wasze stosunki międzynarodowe i (co najważniejsze) uratuje w tym wszystkim Wasze poczucie humoru. Nic, tylko praktykować!
Powodem tego tekstu był znaleziony w sieci artykuł, w którego dowiedziałam się, że lepiej nie podróżować do Włoch. Bo drogo, bo kradną, bo oszukują na cenach i mają brzydkie plaże, a do ładnych za daleko. Typowy Polski Turysta, który lubi narzekać, a jak go nikt nie słucha w realu, to się wyżyje w virtualu. Że winny cały świat, a szczególnie ci, którzy zmusili delikwenta do włoskiej podróży.
Gdzie tkwi przyczyna? Sądzę, że w oczekiwaniach. Że wszyscy za niego wszystko załatwią. A nasz marudny urlopowicz przecież jedzie wypoczywać! Nie będzie encyklopedii wertował, żeby wiedzieć co się tam je. Niech oni wiedzą, co lubi jeść nasz Kowalski. W końcu płaci. Niemałe pieniądze, bo przecież w ojro! Może więc wymagać. Więcej niż przeciętny Włoch potrafi przewidzieć. Wina nie leży oczywiście tylko po stronie Kowalskiego, bo i Włosi potrafią nieźle w życiu namieszać. Jednakże to Kowalski jedzie do Italii a nie odwrotnie, i jego zakichanym obowiązkiem jest wiedzieć, czego się spodziewać. Bo póki co, mimo że żyjemy w Europie, jednym narodem nie jesteśmy i (mam OGROMNĄ nadzieję) nigdy się nim nie staniemy. To, co nas nakręca do rozwoju, to różnice właśnie! Zatem…
Oto, co znajdziesz we wpisie:
…co trzeba wiedzieć jadąc do Włoch?
Poradnik zarówno dla początkujących jak i starych wyjadaczy. Pierwsi mogą śmiało brać do siebie wszystko, z otwartymi ustami i (koniecznie!) przymrużonym okiem. A jeśli Italia to dla Was nie tylko punkt na mapie, ale macie z nią jakieś doświadczenia, podzielcie się nimi! Jestem pewna, że będą wspaniałym uzupełnieniem tego teksu.
Przed Wami Poradnik Pozytywnego Podróżowania, który w niejednej sytuacji:
Uratuje życie!
Jak? A no bardzo prosto. Ponieważ 80% chorób rodzi się w wyniku stresu, a najczęstszą przyczyną stresu są sytuacje niespodziewane i ich konsekwencje, to już mamy 80% chorób z głowy! Musisz tylko trzymać się tych punktów:
1. Jedziesz pociągiem? Może Cię to zaskoczy, ale mandat dostaniesz nawet wtedy, gdy posiadasz bilet. Jeśli dopiero co zakupionego biletu nie skasujesz w specjalnej maszynce przy wejściu na peron, na nic twe wydane euro! Bilet jest nieważny. Oczywiście, jeśli akurat nie będzie kontrolera (co się nawet zdarza!) to niniejszy punkt uznaj za nieistotny.
2. Jeśli planujesz poruszać się po ulicach, chodnikach, przejściach dla pieszych i parkingach, koniecznie – absolutnie koniecznie – zapoznaj się z tym Kodeksem Włoskiego Kierowcy (i pieszego też!). Z nim nigdy nie zginiesz.
3. Unikaj mandatów! Aby tego dokonać, warto ograniczyć swoją przemożną chęć na wakacyjne: przekraczanie prędkości (fotoradary ścigną Was nawet w domu), jedzenie kanapek (pizzy, lodów ect.) na schodach zabytków, kąpiele w fontannach (za kąpiel w di Trevi kara wzrosła ostatnio z 300 do 500 €!) i wyławianie z nich monet. Pewnie o czymś zapomniałam, ale to jeszcze nie koniec! Są za to rzeczy, na które we Włoszech przymyka się oko, jak np. przechodzenie na czerwonym, trąbienie na terenie zabudowanym i inne (rozliczne) przypadki.
4. Choćby nie wiem co, chwal obiady włoskiej babci. Włoskiej mammy nie krytykuj tym bardziej.
Zadbaj o twój portfel
Czarne owce są w każdym narodzie, ale żeby zaraz mówić, że wszyscy kradną, oszukują i wykorzystują naszą naiwność, to ciężka przesada. Trzeba być szybszym od przeciwnika, zawczasu się doinformować i, w efekcie, nie nadwyrężyć swojej kieszeni. Bo oprócz mandatów, spora część euro ubywa nam także na:
1.Wodę butelkową. Butelka o poj. 0,5 litra potrafi kosztować nawet 2,5 € (np. przy Watykanie w czasie uroczystości czy na placu Św. Marka w Wenecji), a człowiek, jak wiadomo, nie wielbłąd. Będąc w Rzymie wystarczy mieć pustą butelkę i napełniać ją co kilka ulic w tych cudnych i, co najważniejsze, darmowych źródłach. Nie radzę zamawiać wody w restauracjach, często jest droższa niż samo wino, warto to sprawdzić.
2. Nie czytaniu cenników. Bo wtedy skończysz dzień z pustym portfelem i tak samo pustym żołądkiem, skoro dałeś się nabrać na dziesięciokrotnie droższe lody czy dwukrotnie droższą taksówkę. Pytać, pytać i jeszcze raz pytać o cenę! Jeśli jej, oczywiście, nie widać.
3. Pojedyncze bilety wstępu. Sporo zaoszczędzisz, kupując karnety. Kosztują mniej, pozwalają zwiedzić więcej i motywują do zwiedzania, bo skoro już zapłaciłeś… Można je kupić najczęściej w pierwszym obiekcie, który obejmuje karnet.
4. Bilety na komunikację miejską. Nie musisz kasować biletu za każdym razem. Wystarczy, że np. w Rzymie kupisz jeden za 1,5 €, i w ciągu 100 minut możesz podróżować raz metrem i dowolną ilość razy autobusem i tramwajem. Uwaga! Bilet całodniowy bywa, że jest ważny tylko do północy a nie 24 godziny, jak nakazuje logika (tak jest w Neapolu). Kary za brak biletu niestety czyszczą portfele do zera (a nawet bardziej), sięgając do 500 €.
5. Kawie przy stoliku. W barze bez WC. Po pierwsze, jeśli chcesz poczuć się jak prawdziwy Rzymianin z rana, to kawa tylko przy barze. Nieważne, że w czasie, gdy Ty pijesz cappuccino, Włoch wypije trzy espresso, a Ty nadal będziesz tam stać (ja, na przykład, stoję). To nieistotne. Ważne, by poczuć klimat gwarnych barów i włoskości dookoła. Druga opcja, podziwianie rzymskiego życia przy ulicznym stoliku, bywa przyjemna choć dwa (a nawet trzy) razy droższa. Analogicznie jest z lodami. Wybieraj bary z WC i korzystaj za darmo jako klient. Jeśli tego nie zrobisz, tuż za rogiem wybulisz od 0,5 do 2 € za publiczny szalet wątpliwej czystości. Jeśli taki znajdziesz oczywiście.
6. Braku spostrzegawczości. Często z niewiedzy. Czasem z roztargnienia. Wystarczy chwila, by pozbawiono Cię nie tylko portfela, ale również torebki, dokumentów i telefonu. Odsyłam Ciebie do tekstu, w którym się dowiesz, jak uniknąć kradzieży we Włoszech. Od teraz to niech kieszonkowcy boją się Ciebie!
Dopieści twoje podniebienie
1. Slow Life’owe kolacje. Zapomniałeś, jak to jest mieć czas delektować się jedzeniem? Albo nareszcie spotkać domowników we własnym domu? Od tego są wieczorne kolacje. Długie, kilkugodzinne, z kilkoma daniami i górą wspólnych tematów do rozmowy. Jak się człowiek przyzwyczai, odechciewa się odchodzić od stołu! Rozmowy sprzyjają (wcale nie tak) dużym ilościom sytego jedzenia, ale konsumowane powoli, lepiej się trawią. Ba, pełny żołądek na noc nie przyprawi Cię o żadne wrzody żołądka! W dodatku syty wytrzymasz przynajmniej do południa kolejnego dnia. W takich okolicznościach nieporozumieniem jest żądać jajecznicy na śniadanie… Nie bez powodu mówi się, że nic nie odchudza tak skutecznie, jak włoskie jedzenie.
2. Szybkie śniadania! Ile razy natłumaczyłam się grupom, że tu nie o skąpstwo chodzi. Tak się tu po prostu jada! Nikt nie smaży o świcie kiełbasy, nie dorzuca jajecznicy, żeby na koniec zagryźć to bekonem. Zwłaszcza w samym środku lata. Kto jednak doznaje szoku pierwszego dnia, trzy doby później nie może dojeść z talerza tej jednej skromnej mikrobułeczki. Zwłaszcza, gdy podczas zwiedzania odkryje lodziarnię stosowaną zamiennie z pizzerią. Bywają jednak grupy oporne na zmiany, które za nic w świecie nie wyjdą z hotelu bez jajecznicy. I dla nich Włosi się naginają, ba, nawet herbatę parzą! Nieudolnie, bo to nie ich specjalność i zawsze z troską w oczach, bo przecież to specyfik na chorobę…
3. Uliczne jedzenie. Wystrzegaj się menu turistico i lokali pełnych obcokrajowców, do których kierują Cię naganiacze, a w których Włochów ani widu… Żeby się nie zniechęcić do włoskiego jedzenia, a wręcz rozkochać w nim swoje podniebienie, warto poszukać lokali, gdzie brakuje wolnych miejsc, w kolejce są sami Włosi a w menu coś więcej niż stereotypowa pizza & pasta. O tym, czego warto spróbować, poczytasz tutaj.
Uratuje twoje stosunki międzynarodowe
1. Nie wkurzysz się na kelnera Włocha, gdy powiesz grazie, a on nadal będzie nakładał makaron na Twój talerz. Przyjaźń polsko-włoska zostanie zachowana, bo on w końcu myśli, że tą dokładką sprawia Ci przyjemność. Jeśli masz dość, musisz powiedzieć basta! I wszystko w tym kulturalnym temacie.
2. Nie zdenerwujesz tego samego kelnera, gdy cappuccino zamówisz do 11:00, a po obiedzie tylko i wyłącznie espresso. Nie waż się jednak słowem wspominać o coca-coli. Obrazisz go na całego!
3. Jeśli czegoś nie wiesz, pytaj! Jeśli nie wiesz jak, pokaż. Wzbudzisz tym samym najwyższe włoskie zainteresowanie i bezinteresowną chęć niesienia Ci pomocy. O tym, jak się dogadać nie znając języka poczytasz tutaj.
4. Nie zrazisz do siebie Włoszki, nie kupując jej fioletowych kwiatów dnia 17-tego w piątek, nie witając się z nią w progu z czarnym kotem na Twoim ramieniu. Będziesz za to wiedział, że jej przychylność zdobędziesz, darując jej biedronkę łażącą po czterolistnej koniczynie. Włosi są wyjątkowo przesądni.
…i twoje poczucie humoru!
Bo nic tak nie zwiększa pozytywnego dystansu do siebie, jak umiejętność patrzenia na rzeczywistość z przymrużonym okiem. We Włoszech ta umiejętność wydaje się szczególnie przydatna. Nie musisz Włochów rozumieć, żeby ich lubić. A i wyrozumiałość można poćwiczyć, gdy:
2. Nastaje sierpień, a Ty nareszcie wyjeżdżasz do Włoch. Niestety nie wiesz, że połowa sklepów w centrum będzie zabita deskami, Włochów w miastach jak na lekarstwo, za to prawie wszystkich znajdziesz na włoskich plażach. No i najgorsze. Nigdy się nie przekonasz, jaki urok ma kilkugodzinne stanie w ulicznych korkach. Ich też jak na lekarstwo!
3. Siedzisz na dworcu i czekasz na pociąg? Jeśli to Rzym, to może się go doczekasz. Jeśli jednak małe, nikomu nie znane miasteczko, jedno jest pewne: rozłożysz tam ręce przy każdym rozkładzie jazdy. One lubią się psuć, zatem słowo rozkład pasuje tu idealnie!
4. Idziesz do kina, a tam każdy film z włoskim dubbingiem? O słuchaniu aksamitnego głosu Brada Pitta możesz zapomnieć, za to przynajmniej masz okazję spijać słowa z jego ust!
Ile razy się zdarzyło, że miejsca, w których byłeś lub bardzo chciałeś je odwiedzić, na zdjęciach wyglądały imponująco, a na miejscu spotkał Cię dramat rozczarowania? Oczekiwanie jest miarą rozczarowania, powiedział ktoś mądry. Przekuwam więc oczekiwania w przygotowania! Bo wierzę, że gram zapobiegania jest lepszy niż tona leczenia. Powiedzmy sobie szczerze, ile razy będziesz próbował się przekonać, czy Italia to dobry pomysł na podróż? Raz? No bo jak raz się nie sprawdzi, raczej nie dasz jej kolejnej szansy.
Chyba, że jesteś wyrozumiały albo kochasz na zabój. No to wrócisz. Byle tylko przygotowany!