O ile w pracy pilota, tłumacza czy ambasadora znajomość języka jest konieczna, to w przypadku podróży, im lepiej znasz język obcy, tym trudniej się dogadasz z tubylcami. Niemożliwe? A jednak.
I nie chodzi mi tu tylko o Włochy, bo tam jak nie znasz słów, to zostaje cała masa umownych gestów. Ani o to, że całą robotę odwali za nas pilot. Bo mądry pilot czasem zostawia ludzi samych sobie. Tylko wtedy sobie poradzą.
.
Z moich doświadczeń wynika, że im mniej znamy język w podróży, tym bardziej się tubylcy przejmują tym, co chcemy powiedzieć. Są o wiele bardziej troskliwi, domyślni, wyrozumiali i… pomocni. Nie ukrywam też, że dużą rolę odgrywa sam delikwent, który musi się dogadać. Bo gdy w szkole czegoś nie umiał, to siedział cicho, odpowiedział w końcu ktoś inny. Ale gdy bilet na prom trzeba kupić czy kawę na śniadanie, nikt tego za Ciebie nie zrobi, i nie ma opcji, dogadasz się, choćby miał to być chiński łamany przez angielski.
Ale im dalej w las, tym więcej drzew i na dodatek robi się pod górkę. Bo o ile podróże kształcą (chyba najlepiej ucząc języka), to czasem im lepiej mówisz, tym trudniej jest się dogadać. Przykładowo we Włoszech. Im lepiej opanowałam język, im perfekcyjniej składałam zdania, tym Włosi mieli większe oczekiwania i proporcjonalnie mniejszą chęć pomocy. Przykład?
.
Kiedy przyznaję się, że mówię tylko trochę po włosku i proszę mówić WOLNO, to mentalność Włocha zmienia się o 180 stopni. Nagle tłumaczy nam wyraźnie i łopatologicznie, na dodatek drukowanymi literami. O idiomach i dziwnych związkach gramatycznych zapomina nagle, że istniały. Jak pytasz o drogę, to nie dość, że pokaże i wyjaśni, to jeszcze Cię zaprowadzi, żebyś na pewno trafił. Kiedy chcesz wynająć samochód, to z radości, że zrozumiał o co ci chodzi, i że chce Ci się w ogóle uczyć jego języka, obdzwoni wszystkich kumpli, żeby było jak najtaniej i najlepiej od zaraz.
Ale gdy zaczynasz rozmowę z wysokiego poziomu, z perfekcyjnym włoskim, sypiąc idiomami jak z rękawa, skrótami i zdaniami wielokrotnie złożonymi, sytuacja zmienia się diametralnie. Owszem, podziwiają akcent i umiejętności, ale skoro tak świetnie mówisz, to sam sobie poradzisz! Trochę racji w tym jest, bo faktycznie sobie poradzisz. Tylko razem raźniej! Więc co zrobić, jak żyć. Udawać Greka?
.
Przyjrzyjmy się temu zjawisku na dziecinnie prostym przykładzie. To też moja strefa wpływów (zobacz Matka Polka – matka pilotka), i dalej twierdzę, że zachowania na linii dziecko – turysta są bliźniaczo podobne.
Czemu tym razem?
.
NOWORODEK: nie gada, nie gestykuluje
Jak sama nazwa wskazuje niemowlę nie-mówi. Tu w nieznajomości języka (a nawet jakichkolwiek gestów) prym wiodą noworodki. Od narodzenia aż do trzech lat dziecko uczy się języka, którym posługuje się domownicy. Z początku język kompletnie mu obcy. I co, jak się urodzi nikt go nie rozumie? Nikt nie zwraca na niego uwagi, póki się nie nauczy mówić? Wręcz przeciwnie! Wystarczy tylko, że zapłacze, a już rodzice (oraz babcie, ciocie i sąsiedzi) prześcigają się w tym, żeby mu ulżyć. Zimno mu, za ciepło, a może śpiący, głodny lub samotny?
Tylko jeden płacz, a ile opcji!
.
- Jednak jeśli chcesz wyjechać, ale jesteś na podobnym etapie i nie lubisz: mówić (w żadnym języku) i gestykulować, a w sytuacjach trudnych zwykle reagujesz płaczem – lepiej nie zapuszczaj się za granicę w samotności. Włosi mogą nie chcieć Ci matkować.
.
ROCZNIAK: gada coś, czego nikt nie rozumie. Gestykuluje
Na wszystko co widzi mówi głównie yy, hm. I weź tu się dogadaj. Wyobraź sobie, że spotykasz Włocha i pytasz go o drogę używając yy, hm, hm? Albo by się uśmiał i w końcu domyślił (to ten z Południa), albo Cię wyzwie (to ten z Północy), że tracisz jego czas.
(W celu przyswojenia języka przydaje się czasem poczytać coś obcego. Byleby tylko wciągało!)
A takie dziecko? Nie gada, ale gestykuluje. Urodzony Włoch! Bo wszystko pokaże. A czego nie pokaże, to i tak próbujesz wyczytać z jego twarzy, oczu, mimiki czy postawy. Jak ono umie to pokazać, mimo że rok po tym świecie chodzi, to my starzy, doświadczeni i obyci sobie nie poradzimy?
.
- To etap, w którym nie znasz języka, ale świat już trochę owszem, zatem wiesz, jak się zachować, żeby inni Cię zrozumieli. Spokojnie możesz wyruszać w podróż. Mówić nauczysz się już na miejscu, i to przy pomocy najlepszych native speaker’ów pod słońcem.
.
TRZYLATEK: wszystko mówi. Nie gestykuluje (jeśli nie musi)
Mówi płynnie, co mu na ślina na język przyniesie. Zgłasza wszystkie zażalenia, preferencje i pragnienia. Dogadasz się z nim na każdy temat! Prawie zawsze powstrzymując się przy tym od parsknięcia śmiechem, bo na porządku dziennym ono przekręca fakty, przeinacza słowa, skleca swoje zdania z kilku dziwnych wyrazów zasłyszanych przy okazji. Dla rodzica to istny kabaret.
.
- Dla Włochów również, a jak! Gdy usiłujesz im coś wytłumaczyć, używając dziwnych słów i znaczeń, nie znając idiomów, włoskich realiów itd. Będą mieli z Ciebie niezły ubaw, ale ta radość, której im dostarczysz w rozmowie przełoży się na jeszcze większą pomoc i otwartość z ich strony.
(Jeśli nie jesteś poliglotą, ale lubisz machać rękami – słownik gestów będzie w sam raz)
.
Wygadany turysta jest jak duże dziecko
Nie przejmujesz się nim zbytnio, bo wiesz, że sobie poradzi. Tak też myślą Włosi, gdy mówisz zbyt dużo, zbyt szybko i zbyt płynnie. Włoch może zachować się jak rodzic, który szukając chwili wytchnienia, przełączy się czasem w tryb czuwania. Jest obecny, słyszy, co ono mówi, ale nie reaguje, gdy nie ma ku temu wyraźnej potrzeby.
.
- Włosi reagują podobnie. Nie muszą już czytać Ci z twarzy, nie muszą się niczego domyślać, rozmawiają, cieszą się, że umiesz mówić, ale specjalnego wrażenia na nich nie robisz, no bo oni wszyscy umieją mówić po włosku. Więc słuchają i trzymają kontakt, ale gdy mówisz zbyt wiele i zbyt perfekcyjnie, z czasem traktują Cię jak swojego. Czyli jak powietrze.
.
Od dzieci warto nauczyć się czegoś jeszcze. Uczą się mimowolnie, swobodnie, w kontakcie z otoczeniem, bez barier i kompleksów ani strachu przed ośmieszeniem. Ba, sami śmieją się ze swoich błędów, bo mają do siebie ogromny dystans. I co najważniejsze – uczą się przez EMOCJE.
Bo do prawdziwej nauki prowadzi prawdziwa pasja, a ta oznacza nieograniczony entuzjazm. Jeśli nauka jest pozbawiona emocji, staje się tylko suchym przyswajaniem słówek. Niestety, na krótko. Byle do testu, zaliczenia, egzaminu. Na pewno nie do rozmowy.
.
Wszystko, co w życiu najfajniejsze, niesie z sobą emocje. Dopiero z nimi zaczniesz uczyć się naprawdę. Ufnie, z bezgranicznym zaangażowaniem i na całe życie.
To przecież dziecinnie proste!
To też Cię zainteresuje:
- Język włoski jak uczyć, by zapamiętać go na całe życie?
- Bajki po włosku – czyli jak uczynić naukę włoskiego dziecinnie prostą.
- Włoski dla początkujących – włoski dla odważnych.
- Aplikacje do nauki włoskiego – 7 przyjemnych sposobów.
- Włoska telewizja i włoskie radio – gdzie ich szukać w sieci.
.
Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:
* Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
* Zajrzyj na mój Instagram, gdzie znajdziesz więcej włoskich inspiracji.
* Dołącz do mojej grupy na Facebooku, w której wspieramy się i dzielimy konkretnymi poradami nt. podróżowania do Włoch.