…a dalej to już było pięknie, długo i całkiem nieoczekiwanie, szczęśliwie.
Pierwsza zmiana przyszła, gdy rozpoczęłam studia w obcym mieście. O telewizji na stancji (a już tym bardziej w akademiku) można było pomarzyć, choć nikomu takie marzenie nawet nie przyszło do głowy. Przecież tyle się działo i jeszcze więcej miało się wydarzyć.
.
Pięciolecie bez pudła okazało się być najciekawszym okresem w naszym życiu. Gdy potem wyszłam za mąż, każdy gość w naszym lokum najpierw pytał o telewizor. Do dzisiaj pytają, choć dużo rzadziej. Inni wciąż się łudzą, że w końcu zmienimy zdanie. Bo bez telewizji może i da się żyć, ale… co to za życie?
.
Nie dziwi więc fakt, że w takich przypadkach najbardziej przekorna część mnie zawsze ma chęć wypalić:
.
Co się zmieniło? Właściwie wszystko. Dziś podsumowałam ostatnią dekadę bez TV. Zobaczcie, co z tego wynikło.
.
Co mi dało życie bez telewizji?
.
1. Spokojne wieczory. Dieta informacyjna uprzyjemnia wschody słońca i uzdrawia zachody. Daje poczucie, że problemy całego globu leczy się działaniem, nie zamartwianiem. Telewizja sugeruje nam coś innego. A ja sobie myślę, że moja chwilowa niewiedza, co się w świecie dzieje, nie spowoduje, że ten świat nagle się zawali. Tak, oprócz odchudzania się włoskim jedzeniem, z powodzeniem ograniczam też informacje. I co ciekawe, czuję się o wiele lepiej doinformowana!
.
A jak mogę poprawić świat działaniem? Dbając o to, jak zaczynam i jak kończę, jak wyglądają moje relacje z bliskimi i co mogę zrobić, by mnie i innym żyło się lepiej. Dzięki małym, codziennym zmianom w sobie, mam szansę zmienić świat. Choćby odrobinę.
.
2. Więcej przestrzeni. Nade wszystko smutna jest dla mnie idea meblowania salonu pod telewizor, a nie pod ludzi. U mnie od dawna nie ma gdzie go postawić, nie ma po co oglądać. W obu przypadkach to świadomy wybór, nie ograniczenia metrażu.
.
3. Pragnienie i przyjemność z rozmowy. Nie gra TV, gdy przychodzą znajomi. W centrum stoi stół, przy którym opowiadamy kawały, pijemy drinki czy gramy w karty. Nie zapada niezręczna cisza. Nikt nie gapi się w ekran, za to wszyscy patrzymy sobie w oczy. Ta praktyka czyni cuda i na innych polach. Bycie tu i teraz. A nie tam i gdzieś, w sumie nie wiadomo gdzie ani po co.
.
4. Czas i świadomość priorytetów. Bo brak czasu to bardzo często brak poczucia, co jest ważne i co warto w życiu robić. Przeciętny Polak ogląda TV przez 4 godziny dziennie. Przeciętny człowiek po 60 roku życia nawet przez 6,5 godziny*. Wiecie, ile to w skali roku? 2372 godziny. To aż 99 dni. Przerażające?
.
.
5. Poczucie wspólnoty. Kiedy byłam dzieckiem, mieliśmy w domu jeden telewizor. Nie z braku kasy, ale z wyboru. Gdyby każdy z nas miał TV w swoim pokoju, prawdopodobnie byśmy się nie widywali. Nasi rodzice zadecydowali za nas i dziś uważam to za jedną z ich najbardziej genialnych decyzji. Jeden telewizor, ja i moich pięciu braci. Jak się zapewne domyślacie, byłam oblatana w klubach piłkarskich całej Europy. Koleżanki patrzyły na mnie z podziwem, gdy z kolegami wymieniałam się dialogami z Chłopaków (którzy) nie płaczą.
.
Kiedy oglądaliśmy telewizję, to głównie całą rodziną. Do dziś nie widzę sensu oglądać jej w samotności, a jednocześnie bardzo lubię komentować filmy w czasie seansu (tak, wiem, to irytujące), jednak poczucie wspólnoty (i możliwość rozmawiania w trakcie oglądania) to najfajniejsze, co wyniosłam z dzieciństwa. I nigdy nie zamieniłabym tego na święty spokój i samotne oglądanie seriali w wiecznie cichym domu.
.
6. Odporność na manipulację. Kiedy człowiek się zorientuje, jak potężnie manipuluje się opinią publiczną w telewizji, skutecznie przykuwając i kierując jej uwagę w jedyną słuszną stronę, świat mediów przestaje być kolorowy. Tą różnicę widzę bardzo mocno, rozmawiając o bieżących wydarzeniach z ludźmi, którzy czerpią wiedzę tylko i wyłącznie z telewizji. Okazuje się, że 7/10 ważnych dla kraju spraw w ogóle się w niej nie porusza. Internet niesie, co prawda, inne zagrożenia, ale i dużo większy dostęp do informacji, które mają znaczenie.
.
7. Skupienie uwagi na jednym zadaniu. Na pewno przeszkadzało mi w tym skakanie po kanałach, szukanie coraz atrakcyjniejszych doznań wzrokowo-słuchowych i poczucie, że nie trzeba ruszać z miejsca, by czegoś doświadczać. Bierność strasznie rozleniwia umysł. A skupianie uwagi bywa groźne, bo a nóż, ten nasz statystyczny Polak dojdzie do jakichś konstruktywnych wniosków, i co wtedy?
.
8. Ciekawsze życie. Nie lubię różu, nie wierzę w darmowe cukierki i nie ufam telewizji. Ani w kreowane przez nią, najczarniejsze wizje, ani i w te przesadnie podkręcone barwy, które nam serwuje. Telewizja lubi szokować i kocha skrajności.
.
Kiedy się jej pozbyłam, dopiero wtedy moje życie nabrało barw (albo zaczęłam je dostrzegać). Co za paradoks, prawda? Nagle znalazł się czas na pasje, no i ba, w ogóle pojawiły się pasje! A wraz z nimi przekonanie o ogromnej sprawczości i marzenia, które stopniowo zamieniały się w cele, zamiast pozostawać w sferze złudzeń.
.
9. Poczucie własnej wartości, którą kiedyś odbierały mi reklamy. Dziś się z tego śmieję, kiedyś (jak większość nastolatek) byłam na nie podatna. Na tą różnicę wpłynęły też inne czynniki, ale na pewno brak telewizji pomaga lepiej przyjrzeć się samemu sobie. Dziś znam swoje zalety, wiem też, nad czym warto popracować, a czego nigdy już nie zmienię. Cieszę się ze swojego wyglądu. Bez zbędnej kokieterii dziękuję za komplementy, zamiast tradycyjnie im zaprzeczać. Lubię ukradkiem przejrzeć się w witrynie, i być może dzięki temu i do przypadkowych przechodniów lubię się uśmiechać.
.
A reklamy? One zawsze nam wmówią, że jeszcze coś trzeba poprawić, kupić taki a siaki szampon, a rzęsy pogrubić już nie o milion, ale o zyliard procent. Wtedy to nas zauważą! A ja sobie myślę, że każdy chce być zauważony. Nawet ci, co się chowają. I dlatego wybieram zauważanie innych niż wieczne domaganie się ich uwagi. I myślę, że to czyni prawdziwie wolnym.
.
10. Wspólne posiłki przy stole. I przy sobie nawzajem. Nie przy ekranie. Dopóki wszyscy nie skończą jeść, siedzimy i rozmawiamy. Nikt się nie spieszy, nikt nie ucieka, nikt nie jada w samotności (za to każdy gada zamiast jeść).
Czy jako rodzina obywamy się bez technologii?
Ani trochę. Korzystamy ze smartfonów, laptopów a monitor od komputera mamy na tyle duży, żeby spokojnie oglądać to, co nam się zapragnie. A nie to, co łaskawie chcą nam puszczać telewizyjne władze. Co więc oglądamy?
– telewizję internetową (tematyczną, niszową czy obcojęzyczną),
– ciekawe i pomysłowe filmy (o jakie trudno w tv, mimo 150 kanałów do wyboru)
– dzieci mają (mądre) bajki na dysku, nośnikach lub na Youtube
– powtórki programów, które uważamy za wartościowe, albo po prostu śmieszne
.
Jaką mamy przewagę nad tradycyjną telewizją?
– gdy my oglądamy, nasze dzieci już dawno śpią,
– dzięki temu nie gapią się bezmyślnie w to, czego nie rozumieją i czego rozumieć nie powinny
– nie oglądają reklam (a w sklepach domagając się przypadkowych zabawek a nie najnowszej wersji “monster high”)
– mają naszą uwagę i są dużo spokojniejsze (przyzwyczajone do tego, że jak coś mówią, to słuchamy, choćby się jąkały i wysławiały przez kolejne pięć minut, mamy czas by w spokoju poczekać, aż dokończą. Ludzie powinni być ważniejsi niż telewizory (komputery i telefony także). Tego się trzymamy.
.
Przeczytaj też: Facebook w stylu slow
Jaką przewagę ma telewizja nad naszym stylem życia?
.
Nadawanie na żywo. Gdy dzieje się coś spektakularnego i TVN24 nadaje 24 godziny na dobę, to jednak warto wyskoczyć wtedy na kawę do sąsiadów. Bo każdy z sąsiadów TV ma. Finał mistrzostw świata w piłce nożnej też ciężko obejrzeć następnego dnia, gdy wszyscy znajomi znają już wynik, przebieg i powtarzają relację z każdej bramki z dokładnością co do milimetra.
.
Brak telewizora we własnym domu mobilizuje, by z domu wyjść. Wyjść trzeba też ze swojej strefy komfortu (takie modne ostatnio zajęcie), bo trzeba zadzwonić, dać się zaprosić (lub wprosić osobiście, w zależności od zażyłości), no i być człowiekiem, z którym fajnie ogląda się mecze, ot co.
.
Trzeba być blisko z ludźmi, żeby móc na tych ludzi liczyć, gdy taki mecz w tv nadejdzie. Przy czym, by i oni mogli liczyć na nas, gdy przyjdą nieoczekiwanie pogadać w porze wieczornych wiadomości (czy innej jakiej-to-melodii). To my im wtedy zaparzymy tę herbatę i spokojnie porozmawiamy. Żadna grająca szafa nam w tym nie przeszkodzi. Nie da im do zrozumienia, że nie w porę przyszli. Że się powinni wyrobić do 19:00, bo wiecie, startują najnowsze fakty (i mity).
.
.
Nie wiem, co by się działo, gdybym nie miała Internetu. Pewnie moim oknem na świat byłby telewizor. A może ruszyłabym tyłek i własnymi oczami chciała to wszystko oglądać. Mimo “piździernika”, mimo zimowej depresji, przymrozków i temu, że wiatr zawsze w oczy kole. Wychodziłabym, tak jak na studiach. Na wieczorny spacer po toruńskiej starówce. A przy okazji na darmową wystawę, świetny koncert w jakimś studenckim klubie lub, po prostu, zajrzeć w znajome kąty do przyjaznych ludzi.
.
Bo to kontakt z drugim (realnym, prawdziwym) człowiekiem jest tym, co czyni życie bardziej znośnym. Zdrowszym, pełniejszym i głębiej przeżytym.
.
Ten post pisałam w imieniu swoim i męża. W imieniu dzieci jeszcze się nie wypowiem, bo prawdopodobnie miałyby dziś inne zdanie. Wypowiedzą się same za kilka lat. Być może wtedy i one uznają naszą decyzję za genialną. A jeśli nie, to już same zadecydują, czy przez resztę życia nadrabiać powtórki bajek z lat poprzednich.
.
Czy też zechcą napisać własną.
.
I pytam się tylko, czy jest tu jeszcze ktoś, komu telewizja przestała odpowiadać? Jak to u Was było i czy w ogóle coś się od tego czasu, w Waszym życiu, zmieniło?
zdj. Gustavo Devito / Foter / CC BY
Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:
* Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
* Jeśli podobał Ci się tekst, dołącz do mnie na Facebooku, gdzie codziennie znajdziesz świeże inspirujące zdjęcia i ciekawostki.
* Po więcej informacji zapraszam Cię do grupy, w której się wspieramy i dzielimy konkretnymi pomysłami na podróżowanie do Włoch na własną rękę.