…nawet najbardziej opornego!
Włoskie jedzenie zadziwia już od samego śniadania. Francuski rogalik, bułeczka z masełkiem – brzmi kalorycznie i do tego niezdrowo. Do kawy cukier, dużo cukru i to wielokrotnie w ciągu dnia. Idźmy dalej! Pizza, makarony i góra lodów… Brzmi bardzo grubo. Dziwi Was, jak Włosi (a tym bardziej Włoszki) to robią? Bo przecież nie głodują. W to nie wierzcie.
.
Wręcz przeciwnie. Siada taki Włoch wieczorem (często bardzo późnym), konsumuje danie za daniem, winem popija, deserem kończy… I idzie spać.
.
Czy zatem fakt, że ten sam Włoch nie tyje po takiej kolacji, to jakiś apeniński sekret, pilnie strzeżona tajemnica przekazywana z pokolenia na pokolenie, kwestia genów czy zwykły cud? I jak to logicznie wytłumaczyć? Zwłaszcza, że na każdym kroku życzliwe ciotki czy inne media przypominają nam, że chudnie się od niejedzenia lub przynajmniej od jedzenia mniej. A może to tylko kwestia przypadku, ot, łut szczęścia i dlatego Włosi w swym obfitym jedzeniu są tacy beztroscy…?
.
Nic z tych rzeczy.
.
Włosi to naród, w którym otyli ludzie należą do rzadkości, a jeśli spotkacie takich na ulicach, wiedzcie, że to co najwyżej amerykańscy turyści. To właśnie we Włoszech występuje najmniejszy odsetek chorych na wrzody żołądka. Przypadek? Znów się nie zgodzę. No bo jak wytłumaczyć fakt, że pomimo sytych kolacji i wyjątkowo kalorycznych przekąsek w ciągu dnia, osobiście czuję się we Włoszech nie tylko lżej, ale i spokojniej niż kiedykolwiek? Zastanawiacie się pewnie, w czym rzecz. Moje grupy też się zastanawiają… A wtedy opowiadam im tę historię.
.
8 powodów, dla których włoskie jedzenie sprzyja odchudzaniu
.
1. Obfita kolacja, lekkie śniadanie.
Jak widać na wielu włoskich ulicach, ta zasada sprawdza się o wiele lepiej niż nasze: śniadanie jedz jak król, kolację jak żebrak. Włosi śniadania jedzą poza domem i do tego bardzo skromnie (no i taniej, jakby co). Kawa przy ladzie, rogalik w dłoni. Nie ma mowy o jajecznicy na bekonie o 8 rano, bo przynajmniej do południa trawi im się jeszcze wczorajsza kolacja. Tym samym Włosi nigdy nie idą spać na głodnego, więc pusty żołądek nie musi w nocy trawić sam siebie. Ba, podczas jedzenia nikt się nie spieszy – stąd odpowiedź, skąd ten chwalebny brak wrzodów w narodzie.
.
2. Proste składniki, proste potrawy.
Celne połączenie 3-4 składników może dać spektakularne efekty, gdy się wie, jak to zrobić. Włosi wiedzą. I dlatego ich kuchnia bywa wyrafinowana, a przy tym lekka i zdrowa. A nawet, jak jest ciężka, to i tak nie ma znaczenia. We Włoszech nadmiar jedzenia nigdy się nie odkłada (tam, gdzie nie powinien). Z resztą, kto by się tym przejmował w momencie, gdy na stole tyle wspaniałości!
.
3. Makaron i jego sekretna receptura.
W polskich dietach makaron to najczęściej zakazywany produkt. Mnie to nie dziwi, skoro częściej jada się u nas sos z makaronem niż, jak to we włoskim oryginale nakazano, makaron z sosem. Znaczy dużo makaronu, bardzo mało sosu. Tajemnica tkwi w przygotowaniu makaronu (i nie tylko o al dente tu chodzi) i w kilku sztuczkach odprawionych nad sosem. Jak je poznacie (a poznacie już niedługo), zwykłe spaghetti al pomodoro przeniesie Was w przedsionki raju.
.
4. Oddzielenie mięsa od węglowodanów.
Pierwsze danie to zawsze makaron. Dla Włochów znaczy tyle, co dla nas zupa. Dlatego kelner poważnie się zdziwi, gdy na nim poprzestaniecie. Zaproponuje więc drugie i to zazwyczaj będzie mięso. Zapomnijcie o wielkim talerzu, na którym wymieszane jest wszystko, co znalazło się w lodówce. Oddzielenie potraw mącznych od białkowych sprzyja trawieniu. Dlatego po kolacji ledwie wstaniecie od stołu, ale po 2 godzinach będziecie się czuć lekko, jak motyle.
.
5. Slow life. Slow food. Slow talk.
Idea wieczornych spotkań przy obfitych posiłkach ma we Włoszech ogromne znaczenie. Jedzenie przygotowane z najwyższej jakości składników, bez pośpiechu, bez łatwizny. Kolacja późnym wieczorem, gdy się ma w końcu czas, by usiąść, pogadać, odstresować się, ochłonąć po szybkim dniu. Problemy zostają gdzieś daleko, emocje opadają, przychodzi czas na… celebrację. Smakowanie potraw, rozkoszowanie się towarzystwem, delektowanie się rozmową. Kto by to przerywał z powodu jakieś diety… I słusznie! Największą przyczyną otyłości jest śmieciowe jedzenie, pośpiech i stres. Ten ostatni przyczynia się nie tylko do otyłości, ale i do powstawania 80% wszystkich chorób. Rozumiecie więc, czemu we Włoszech wszystko, co fast, nie ma racji bytu.
.
6. Wino!
Nikogo już nie dziwi, że Włosi popijają wino w czasie lunchu, czasem nawet w zakładach pracy, nierzadko wsiadając po tym do auta. Nie bez powodu limit promili wynosi tu 0,5. Wino to przecież element włoskiej kultury, stąd do posiłku kropla wina skapnie i dla młodzieży. Nie od dziś wiadomo bowiem, że czerwone wytrawne poprawia trawienie, sprzyja zdrowiu i dobremu samopoczuciu. I nikt się nie obawia, że po kolacji Włochów trzeba będzie wołami wynosić. Sekret tkwi w tym, że oni piją po to, by się napić – nie po to, by się upić. No i zawsze piją na pełen żołądek. Pełen makaronu, rzecz jasna..
.
7. Wypocić, rozchodzić, przegadać.
Temperatury niczym z wnętrza Etny, we Włoszech latem to norma. Upały sprzyjają włoskiej diecie. Lekkie śniadania są wtedy na wagę złota. Szeroki dostęp do lodów i granity także. Do tego jeść się nie chce, a człowiek poci się na potęgę. Nie ma co, kto poci się latem, nie choruje zimą – tak pocieszam moich turystów. Do tego trzeba chodzić, bo przecież włoskie miasta same się nie zwiedzą. Dodajmy sobie włoski temperament, który na Południu udziela się wszystkim przybywającym – o tak, nadmierna gestykulacja potrafi wymęczyć! Jeszcze Wam mało? Czy jeszcze Was dziwi, że na koniec dnia trzeba uzupełnić zapasy kalorii?
.
8. Naturalne składniki na każdym kroku.
Czy ktoś widział rozpuszczalne napoje kawowe we włoskim barze? I tak nie uwierzę. Może nie zawsze jest to mieszanka najwyższej jakości, ale zawsze to kawa z ekspresu ciśnieniowego – a to najzdrowszy sposób zaparzania. Sama kawa, to już wiadomo, najlepszy lek na wszystko, tylko pić! Ale to nie wszystko. Pizza? Cienkie ciasto, maks. 3-4 skąpo rzucone składniki, sera jak na lekarstwo. I coś takiego jeszcze rozpływa się w ustach! No i nie zalega w żołądku przez kilka godzin, jak to czynią sieciowe zapychacze udające w Polsce włoską pizzę. Macie ochotę na deser? Tutaj deser spokojnie można spałaszować zamiast obiadu, a nawet i śniadania! Lody (bo o nich mowa) – te najlepsze robi się z naturalnych składników, prawdziwych dodatków. Pistacjowe mają kawałki pistacji, bananowe są brudne a nie żółciutkie jak kanarek. Są więc i wartości odżywcze, jest rozkosz, jest sytość. Czego chcieć więcej?
.
Włochy z pierwszej ręki i relacje z podróży? Zajrzyj do grupy:
Prawdziwe WŁOCHY – grupa praktyków i entuzjastów
.
O tym, że włoskie jedzenie odchudza, mówię niemal na każdym wyjeździe. Powątpiewanie na twarzach, niedowierzanie w głosie… Pani Aniu, takie późne kolacje? Takie porcje na noc? Zwłaszcza kobiety są pełne obaw. O linię, o niestrawność. Co słyszę, gdy wracamy do Polski? Pani, nareszcie schudłam, a w domu to wagi nawet wołem nie ruszę!
.
Gdy wracamy do kraju przez Węgry, przez Austrię czy przez Niemcy – kultura jedzenia mocno odbiega od tej włoskiej. Zawsze przeżywam szok, szczególnie w czasie kolacji chce mi się zawrócić (nie, na szczęście nie zwrócić). Szybko podane, jeszcze szybciej skonsumowane, nawet człowiek nie zdąży ust otworzyć, bo wszystkim się spieszy. Zwłaszcza kelnerom! A to na pewno nie zachęca do długich posiedzeń i ciekawych rozmów. Znów wraca poczucie, że jedzenie to tylko przerywnik dla tylu ważnych spraw, które mamy na głowie i tylko na moment je porzucamy. Oczywiście w teorii, bo myślami cały czas jesteśmy nimi pochłonięci.
.
We Włoszech posiłek to celebracja. Cel sam w sobie. Podsumowanie i dopełnienie. Dlatego w myśl tych 6 postulatów, które marzą mi się w Polsce, ja zwalniam. Nie zawsze na drodze, ale zawsze przy posiłku. Zwolnić, zagadać, smakować.
.
Po to, by odżywiać się tym, co w życiu najlepsze – a nie tylko zapychać, co podadzą na prędce.
.