Kilka genialnych rozwiązań, które z dziką ochotą przemyciłabym z włoskiej rzeczywistości w polską mentalność.
Siedzę na swoim białym krześle przy tak samo białym biurku, za to kawa paruje mi z kubka kolorowego niczym fasada orvietańskiej katedry. Dipinto a mano, porcelanowy, ręcznie malowany. Prezent od ostatniej grupy, co mi go właśnie w Orvieto potajemnie kupiła. Kolorystyka nie moja i wzorów za dużo, ale sens się liczy, że to stamtąd i że od nich. Tylko takie prezenty chce się zabierać z domu do domu, nieważne ile by cię przeprowadzek w życiu czekało.
Po każdym powrocie czuję to samo. Zawsze chce mi się coś zabrać z sobą z ziemi włoskiej do Polski. Nie makaron, nie oliwki. Atmosferę. Mentalność. No i to słońce, o tak. Wiele niematerialnych kwestii mam na tej liście do przetransportowania. Dumam więc nad tą kawą, i choć chce mi się żyć tu i teraz, myśli uciekają mi do miejsc, gdzie: ludzie nielogiczni lecz niezastąpieni, przepisów się nie przestrzega i tylko dlatego jest porządek, bez kawy nie zaczniesz żadnej rozmowy, zaś sjesta to kategoryczny absolut. Ale w całej tej nielogice, mitycznym kryzysie i dziwnym rządzie, którego nikt nie popiera…
…tym ludziom chce się żyć.
Przynajmniej tym, których spotkałam.
Nie raz człowieka korci, żeby na dłużej jechać, zamieszkać może. Póki co, emigrować nie zamierzam, moje polskie życie mi się podoba, tylko ta Italia… Mogłaby być nieco bliżej.
Głowię się zatem nad tym, co by tu w narodzie zmienić, nowego wprowadzić, samej sobie zaaplikować, by udoskonalić polską codzienność, dodając nieco włoskich rozwiązań. Skądinąd genialnych!
I żeby była jasność. Celowo omijam tematy: historii, klimatu, 7 tysięcy kilometrów linii brzegowej, dostępu do pięciu mórz, Alp i większości światowego dziedzictwa. Na to wpływu nie mam żadnego, granic nie poszerzę, historii nie zmienię. A kuchnię zwłoszczyłam już do granic możliwości.
Chodzi mi o mentalność. Tak, włoskiej mentalności mi brakuje, gdy poruszam się polskimi ulicami. Dlatego…
Otwarcie przyznaję się do chęci przemytu na teren naszego kraju:
Oto, co znajdziesz we wpisie:
- 1 1. Kultury picia dobrej kawy.
- 2 2.Włoskiej fantazji na polskich drogach.
- 3 Na co komu taka jazda?
- 4 3. Zachwytu na każdym kroku. Piękna w każdym szczególe.
- 5 Jak to przełożyć na polskie warunki?
- 6 4. Kobiecych kobiet w KAŻDYM wieku.
- 7 5.Włoskiego luzu i miłości do rozmowy.
- 8 6. Włoskiej policji. Zawsze zagada, zawsze wygląda.
1. Kultury picia dobrej kawy.
We Włoszech bary są na każdym rogu. Jeśli szukasz na ulicy kiosku z gazetami, to często go nie znajdziesz, za to ze trzy bary po drodze na pewno. Prawdziwa kawa, nie zawsze najwyższej jakości, ale zawsze dobrze podana, szybko wypita, jeszcze szybciej pobudzająca. Bez zbędnej otoczki, nastroju, świeczek i serwetek. Słowem, klimatu, który sprzyja popołudniowym spotkaniom. Ale jak chcę z rana napić się szybkiej kawy na mieście, to co mi zostaje poza stacją Shella czy darmową kawą z McDonalds? Tego mi brakuje u nas, że jak idę do kawiarni, najpierw na kawę czekam i czekam, muszę usiąść przy stoliku i najlepiej pić tę kawę przez 15 minut, mimo że zwykle wypijam w trzy. Brakuje mi zatłoczonych (pełnych życia) barów w miejscu przestronnych (i pustawych) kawiarni. Że jak chcę kawę na szybko, to dostaję w plastikowym kubku, zamiast w grubej porcelanie. No i co tu dużo mówić, brakuje mi w ogóle samej kawy w kawie.
2.Włoskiej fantazji na polskich drogach.
Ilekroć jestem w aucie vel stoję na przejściu na czerwonym świetle w bzdurnym miejscu, w którym te światła stoją chyba dla ozdoby, to aż mnie pali, by tak po włosku ruszyć przed siebie. Jaką hipokrytką byłam, myśląc, że Włosi to drogowi fantaści bez zielonego pojęcia o bezpiecznej jeździe! Że centrum Rzymu czy Neapolu to dżungla! Dziś wiem, że to wyższa szkoła jazdy. Że trzeba być mistrzem kierownicy, by umieć się poruszać po ich drogach bez patrzenia na światła czy znaki. Że sygnalizacja bywa ładna i kolorowa, a znaki zgrabne i gustowne – i tyle samo znaczą, co dekoracje. A mimo to oni sobie radzą. Jeżdżą z nogą na gazie i hamulcu jednocześnie. Tu przygazują, żeby się wcisnąć i by tam na rondzie rozepchnąć łokciami wszelką konkurencję. Nie mieszczą się na trzypasmówce? Co za problem zamienić ją w cztero-? Jeśli na oko się da, to… da się!
Ale za to jak im wyjdzie pieszy przed maskę, hamują natychmiast. Bo to naturalne, że zawsze i wszędzie każdy się wciska, piesi na przejściach, skutery na chodnikach. Auta trąbią na przechodniów, gdy ci przechodzą na swoim zielonym świetle. Dżungla? Owszem. Czasem trzeba pamiętać, że oprócz sprawnych hamulców w Italii przydaje się też głośny klakson i mocno ograniczone zaufanie do innych uczestników ruchu :)
Na co komu taka jazda?
Gdy któregoś razu w Kopenhadze padła cała sygnalizacja w mieście, kierowcy nie byli w stanie samodzielnie zjechać ze skrzyżowań, trzeba było pomocy policji. Oto do czego doprowadza totalny brak myślenia na drodze i ślepego podążania za znakami. Takich kierowców boję się najbardziej.
3. Zachwytu na każdym kroku. Piękna w każdym szczególe.
Pod względem podróży polscy turyści (i ich piloci) są w o niebo lepszym położeniu niż przeciętny Włoch, który w całym swoim życiu nie widział połowy tych miejsc, co przyjezdni. Na przykład taki Rzym. Stolica, najważniesze miasto. A z iloma ludźmi bym nie rozmawiała (zwłaszcza na Południu), mówili to samo, że piękne to miasto, ale co oni tam widzieli przez trzy godziny (sic!). Większość Włochów była w Rzymie co najwyżej raz w życiu.
Nie zliczę moich dni w tym mieście, czuję się więc wyróżniona, że widuję i pokazuję większy kawał Italii przez dwa tygodnie, niż Włosi widują w całym życiu. Trudno się im dziwić! Na co im podróżować, jak wszystko, co najlepsze, mają u siebie. A mają się czym pochwalić! Zgromadzili połowę dzieł sztuki świata i najwięcej zabytków UNESCO. Natłok wspaniałości na ich terenie jest tak ogromny, że z czasem przestaje się na nie zwracać uwagę, bo łatwo o przesyt.
Jak to przełożyć na polskie warunki?
Usunąć reklamy, obrzydłe banery, wspierać lokalność, promować regionalność. Tak, by móc i w Pcimiu Dolnym czuć się dumnym ze swego miejsca. Zamiast kolejnej galerii, biurowca, żółtej stonki czy innego owadztwa, zadbać o zagospodarowanie starych, zniszczonych, lecz pięknych budynków. Ta sama kasa, a nie trzeba wpierw burzyć, a potem krzywdzić osiedli kolejną żółcią, neonami czy betonową szarością.
4. Kobiecych kobiet w KAŻDYM wieku.
Kobiecości nienachalnej, wyważonej, lecz pewnej siebie. Poczucia własnej wartości, przykuwającej uwagę swoją klasą, jakimś wdziękiem, nie tylko dekoltem do kolan. W każdym wieku. We Włoszech kobiety są prawie zawsze dobrze ubrane, wg zasady mniej (stylów, ozdób i pierdułek na raz) znaczy więcej (jakości, efektu i klasy). Te starsze może nie zawsze minimalistyczne, może zbyt często (jak na mój gust) obwieszone złotem (lub jego imitacją). Zawsze jednak zadbane, z ułożonymi włosami, makijażem i czasem na kawę z koleżankami. W miejsce wiecznego stresu i narzekania, że kiedyś żyło się lepiej, one żyją tu i teraz, siedzą na ławce, spacerują po parku. To, co najlepsze, ciągle jest przed nimi. Wiedzą, że szkoda w życiu czasu na stanie w wiecznych kolejkach. I to nie jest kwestia emerytury czy jej braku, tylko pragnienia życia, mentalności pełnej młodości. I zawsze młodego ducha. Takiego sobie życzę.
5.Włoskiego luzu i miłości do rozmowy.
To cieszy i wkurza jednocześnie. Wkurza tylko raz, zwłaszcza gdy jadący przed tobą Włoch zatrzyma się nagle na środku drogi, bo zobaczył znajomego. Musi się wychylić, pogadać, a ty sobie czekasz.. Trąbisz. Na nic to, bo tam wszyscy na wszystkich trąbią. Mówisz sobie piano, piano, nadrabiasz niedobory tlenu, liczysz do dwudziestu. A jak nie pomaga, wysiadasz i idziesz przetłumaczyć mu osobiście. Jeśli i to nie pomaga, dołączasz do rozmowy. Z czasem przestaje ci się już gdziekolwiek spieszyć.. (albo tracisz nadzieję, że gdziekolwiek zdążysz)
Życzyłabym sobie tego u nas, gdzie przechodzący ludzie rzadko kiedy mają czas spojrzeć sobie w oczy, co dopiero zagadać, że już nie wspomnę o komplementach. No bo jak to tak, obcemu maślić…?
6. Włoskiej policji. Zawsze zagada, zawsze wygląda.
Obserwując pracę włoskiej policji, nasuwa mi się jeden wniosek: oni są po to, by sprawiać wrażenie. Nie przeczę, że gdzieś tam, jacyś policjanci na pewno zmagają się z ciężką przestępczością, pracują ostro i w pocie czoła, walcząc ze złem. Na moich szlakach spotykam jednak takich, którzy zawsze: mają czas na pogawędkę i zawsze wyglądają jak dopiero co zeszli z wybiegu. No, sami zobaczcie!
Co więcej, włoska policja to bardzo ludzka policja. Pracuje, żeby ludziom żyło się lepiej, a nie po to, by przestrzegać każdego przecinka w każdym możliwym przepisie. A jak wiadomo, przepisy nie są dla ludzi, tylko dla urzędników. Czy myślisz, że ktokolwiek kiedykolwiek dostał we Włoszech mandat za przechodzenie na czerwonym? Teraz pomyśl o tym samym w Polsce.
Życzyłabym naszej policji, żeby oprócz dbania o wygląd (tak, tak, mundur zobowiązuje), dbała bardziej o ludzi, którym żeby nie było, służy. Bo dzisiaj wszyscy chcą rządzić, nikt nie chce służyć. Więc naszym policyjnym władzom pragnę przypomnieć, że sensem ich istnienia jest strzec, pomagać i służyć. By żyło się lepiej… wszystkim ;)
To moje marzenia do spełnienia w Polsce. A Wy, co chcielibyście przemycić do Polski? Coś na pewno się da! Czekam na Wasze typy w komentarzach, ale uważajcie, ta lista się spełnia. Bo włoskiej fantazji na polskich drogach doświadczam namacalnie odkąd napisałam ten tekst. I nie mogę się nadziwić, jak szybko działa ten przemyt! Szkoda tylko, że w tej kolejności :)
Na pewno możemy zacząć od siebie. Wyłączyć smartfony, gdy ludzie obok. Zagadać, uśmiechnąć się, poznać sąsiadów. Przecież oni czekają na to samo, co my. Zainteresowania, ludzkich relacji, otwartości, po prostu – zadowolonego społeczeństwa.
Wtedy może Włosi częściej zaczną przyjeżdżać do nas. Zobaczyć, jak to się robi. Po polsku.